Łódź-Częstochowa-Łódź
Niedziela, 16 sierpnia 2009
Km: | 260.16 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:40 | km/h: | 26.91 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Poison Zyankali | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pomysł wycieczki wyszedł ode mnie, jakiś tydzień temu. Szukałem chętnych, ustaliłem termin i pozostało tylko czekać dnia dzisiejszego.
4:00
Na tą godzinę były ustawione budziki. Z 3 które powinny zadzwonić (i pewnie dzwoniły), nie usłyszałem ani jednego :P O 4:20 się obudziłem i stwierdziłem, że czas najwyższy wstać. Zrobiłem sobie śniadanie, przygotowałem rzeczy do wyjazdu, spakowałem wszystko w kieszenie i do plecaka. O 5:15 wyszedłem z domu. Zaczynało robić się już coraz widniej. Na ulicach pusto, rzadko który sygnalizator pokazywał coś innego jak migające żółte światło. Na Broniewskiego jechał PKS z prędkością ~40km/h. Dojechałem za nim praktycznie pod samo miejsce ustawki, nie musiałem nawet pedałować, żeby się za nim utrzymać. Na Jana Pawła/Pabianicka koło stacji benzynowej zjawiłem się jako pierwszy. Po chwili przyjechał wiki (Cyklomaniak), a po kolejnej chwili zjawił się Muchozol. 5:35 - ruszamy. Tempo od samego początku było mocne, co się później na nas mściło. Łódź-Pabianice-Łask-Szczerców i prosto aż do Częstochowy. W Łasku pojawiliśmy się błyskawicznie. Przez całą drogę (czyli 120km) towarzyszył nam wmordewind. Około 45km przed celem miałem kryzys, przez który rozważałem opcję rezygnacji z dalszej jazdy. Jednak myśl, że jestem już tak blisko, oraz wsparcie kolegów oderwało mnie od tego pomysłu. W sumie im bliżej Częstochowy, tym jechało mi się coraz gorzej. Od wjazdu na teren Częstochowy, aż do Jasnej Góry droga składała się z długiego podjazdu i zjazdu, na przemian. Kiedy już dotarliśmy pod Sanktuarium, zacząłem się zastanawiać co ja teraz zrobię. Sił i ochoty nie miałem na powrót, a to przecież jest 130km ! Na miejscu byliśmy już przed 11, a to sporo wcześniej przed planowaną początkowo godziną. Wiedzieliśmy, że przegięliśmy z tempem. Odpoczęliśmy, pożywiliśmy się oraz napoiliśmy i stwierdziliśmy, że czas ruszać w drogę powrotną. Sporo dała mi ta godzina odpoczynku. Zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie po wodę. O 12:05 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Na samym początku jechało się wyśmienicie, siły wróciły, wiatr zaczął wiać w plecy. Sielanka dość szybko się skończyła, bo po jakimś czasie zaczęło wiać z boku, więc już nie było tak kolorowo. Droga powrotna była oczywiście taka sama, jak w pierwszą stronę. Po drodze zrobiliśmy jeszcze kilka postojów na uzupełnienie płynów i lekką przekąskę, a także rozprostowanie kości. Ostatni postój miał miejsce w Łasku, gdzie okupowaliśmy Biedronkę. Bartek stwierdził, że teraz, kiedy będziemy mieć wiatr w plecy, na ostatnim odcinku trasy, trochę nadgonimy średnią :P Wiki nie przystał na taki pomysł, więc we dwójkę pomknęliśmy do Łodzi. Faktycznie, wiaterek wiał w plecy, przez co nie schodziliśmy poniżej 30km/h. W Pabianicach pojawiliśmy się szybko, w Łodzi byliśmy po kolejnej chwili. Na rondzie Lotników Lwowskich każdy skierował się w stronę swojego domu.
Zmęczony, aczkolwiek bardzo szczęśliwy, że się udało, po wejściu do domu, od razu padłem na łóżko. O 17:40 byłem już w domu, choć powrót planowano ok. 20:00 :P
Fotki z Częstochowy:
Tym wyczynem poprawiłem swój poprzedni rekord dystansu dziennego z dnia 10.04.2009 (201.79km).
4:00
Na tą godzinę były ustawione budziki. Z 3 które powinny zadzwonić (i pewnie dzwoniły), nie usłyszałem ani jednego :P O 4:20 się obudziłem i stwierdziłem, że czas najwyższy wstać. Zrobiłem sobie śniadanie, przygotowałem rzeczy do wyjazdu, spakowałem wszystko w kieszenie i do plecaka. O 5:15 wyszedłem z domu. Zaczynało robić się już coraz widniej. Na ulicach pusto, rzadko który sygnalizator pokazywał coś innego jak migające żółte światło. Na Broniewskiego jechał PKS z prędkością ~40km/h. Dojechałem za nim praktycznie pod samo miejsce ustawki, nie musiałem nawet pedałować, żeby się za nim utrzymać. Na Jana Pawła/Pabianicka koło stacji benzynowej zjawiłem się jako pierwszy. Po chwili przyjechał wiki (Cyklomaniak), a po kolejnej chwili zjawił się Muchozol. 5:35 - ruszamy. Tempo od samego początku było mocne, co się później na nas mściło. Łódź-Pabianice-Łask-Szczerców i prosto aż do Częstochowy. W Łasku pojawiliśmy się błyskawicznie. Przez całą drogę (czyli 120km) towarzyszył nam wmordewind. Około 45km przed celem miałem kryzys, przez który rozważałem opcję rezygnacji z dalszej jazdy. Jednak myśl, że jestem już tak blisko, oraz wsparcie kolegów oderwało mnie od tego pomysłu. W sumie im bliżej Częstochowy, tym jechało mi się coraz gorzej. Od wjazdu na teren Częstochowy, aż do Jasnej Góry droga składała się z długiego podjazdu i zjazdu, na przemian. Kiedy już dotarliśmy pod Sanktuarium, zacząłem się zastanawiać co ja teraz zrobię. Sił i ochoty nie miałem na powrót, a to przecież jest 130km ! Na miejscu byliśmy już przed 11, a to sporo wcześniej przed planowaną początkowo godziną. Wiedzieliśmy, że przegięliśmy z tempem. Odpoczęliśmy, pożywiliśmy się oraz napoiliśmy i stwierdziliśmy, że czas ruszać w drogę powrotną. Sporo dała mi ta godzina odpoczynku. Zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie po wodę. O 12:05 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Na samym początku jechało się wyśmienicie, siły wróciły, wiatr zaczął wiać w plecy. Sielanka dość szybko się skończyła, bo po jakimś czasie zaczęło wiać z boku, więc już nie było tak kolorowo. Droga powrotna była oczywiście taka sama, jak w pierwszą stronę. Po drodze zrobiliśmy jeszcze kilka postojów na uzupełnienie płynów i lekką przekąskę, a także rozprostowanie kości. Ostatni postój miał miejsce w Łasku, gdzie okupowaliśmy Biedronkę. Bartek stwierdził, że teraz, kiedy będziemy mieć wiatr w plecy, na ostatnim odcinku trasy, trochę nadgonimy średnią :P Wiki nie przystał na taki pomysł, więc we dwójkę pomknęliśmy do Łodzi. Faktycznie, wiaterek wiał w plecy, przez co nie schodziliśmy poniżej 30km/h. W Pabianicach pojawiliśmy się szybko, w Łodzi byliśmy po kolejnej chwili. Na rondzie Lotników Lwowskich każdy skierował się w stronę swojego domu.
Zmęczony, aczkolwiek bardzo szczęśliwy, że się udało, po wejściu do domu, od razu padłem na łóżko. O 17:40 byłem już w domu, choć powrót planowano ok. 20:00 :P
Fotki z Częstochowy:
Tym wyczynem poprawiłem swój poprzedni rekord dystansu dziennego z dnia 10.04.2009 (201.79km).