Setka po raz drugi !
Piątek, 16 marca 2012
Km: | 117.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:05 | km/h: | 23.20 |
Pr. maks.: | 52.20 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kross Hexagon V6 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miejsce docelowe zaplanowane już wczoraj - Tomaszów Mazowiecki. Co by jednak nie jechać w obie strony tą samą drogą, to w pierwszą skierowałem się na Justynów i wylądowałem w Koluszkach. Tam widząc godzinę, postanowiłem podjechać pod Piotrka pracę i poczekać na niego. Pogadaliśmy trochę i ruszyłem dalej. Kierunek - Ujazd. Droga naprawdę ładna, miło się jedzie. W Regnach szybki postój na zdjęcie:
W Ujeździe miałem się zastanowić, czy jechać do Tomaszowa, czy może jednak udać się w drogę powrotną, jednak bez namysłu ruszyłem tam, gdzie miałem jechać :) Droga Ujazd - Tomaszów również niedawno robiona, czuć różnicę, poza tym na całej długości droga rowerowa, więc nieźle. Na miejscu podjechałem w jedno miejsce coś zobaczyć, odpocząłem moment przy rynku i czas na powrót. Kilka minut po 17, więc już wiem, że będę wracał po ciemku... Za Tomaszowem pierwszy postój w sklepie, gdzie posilam się czekoladą. I jadę dalej. Z Ujazdu już tradycyjnie na Będków. Po drodze mijam całkiem sporą grupę dzieciaków na rowerach, z której to oczywiście musiało się znaleźć kilku chętnych do ścigania :) Najmocniejszy okazał się posiadacz kolarki na 26", jednak i on po jakimś czasie odpadł. Przed Wyknem postój przy sklepie na dokończenie czekolady. Ruszam, zrobiło się już ciemno. W Będkowie jeszcze szybko do sklepu po kolejną czekoladę i teraz już trzeba gnać do domu... ale.... no właśnie. Jest już tak ciemno, że po skręceniu w drogę prowadzącą do Czarnocina nie widzę NIC ! Lampki przedniej naturalnie brak, tylna ledwo świeci, bo aku na rozładowaniu, no ale cóż... trzeba jechać. W kompletnej ciemnicy jadę sobie przez kolejne wioski z wielką nadzieją, że nie wjadę w jakąś wyrwę, których to tam nie brakuje i nie unieruchomie mojej maszyny. Robi się coraz chłodniej, co też daje się we znaki. Pierwsze kilka latarni dopiero pojawia się w Brójcach po czym... znów to samo, czyli nic nie widać. Jedynie od czasu do czasu przejeżdżające auto z naprzeciwka mnie oślepiło, lub ewentualnie jadące w tym samym kierunku co ja trochę doświetliło drogę. Kręcę i kręcę, nie widząc nachylenia drogi jakoś tak mocniej się depcze i wreszcie widzę zarys znaku, na którym doskonale wiem jaki napis się kryje. Kawałek od niego nastaje światłość... wreszcie... Niby taka prosta i oczywista rzecz, a jak potrafi sprawić radość człowiekowi ! Ostatnie kilka kilometrów to już bułka z masłem i przed 20 wchodzę padnięty do domu.
W Ujeździe miałem się zastanowić, czy jechać do Tomaszowa, czy może jednak udać się w drogę powrotną, jednak bez namysłu ruszyłem tam, gdzie miałem jechać :) Droga Ujazd - Tomaszów również niedawno robiona, czuć różnicę, poza tym na całej długości droga rowerowa, więc nieźle. Na miejscu podjechałem w jedno miejsce coś zobaczyć, odpocząłem moment przy rynku i czas na powrót. Kilka minut po 17, więc już wiem, że będę wracał po ciemku... Za Tomaszowem pierwszy postój w sklepie, gdzie posilam się czekoladą. I jadę dalej. Z Ujazdu już tradycyjnie na Będków. Po drodze mijam całkiem sporą grupę dzieciaków na rowerach, z której to oczywiście musiało się znaleźć kilku chętnych do ścigania :) Najmocniejszy okazał się posiadacz kolarki na 26", jednak i on po jakimś czasie odpadł. Przed Wyknem postój przy sklepie na dokończenie czekolady. Ruszam, zrobiło się już ciemno. W Będkowie jeszcze szybko do sklepu po kolejną czekoladę i teraz już trzeba gnać do domu... ale.... no właśnie. Jest już tak ciemno, że po skręceniu w drogę prowadzącą do Czarnocina nie widzę NIC ! Lampki przedniej naturalnie brak, tylna ledwo świeci, bo aku na rozładowaniu, no ale cóż... trzeba jechać. W kompletnej ciemnicy jadę sobie przez kolejne wioski z wielką nadzieją, że nie wjadę w jakąś wyrwę, których to tam nie brakuje i nie unieruchomie mojej maszyny. Robi się coraz chłodniej, co też daje się we znaki. Pierwsze kilka latarni dopiero pojawia się w Brójcach po czym... znów to samo, czyli nic nie widać. Jedynie od czasu do czasu przejeżdżające auto z naprzeciwka mnie oślepiło, lub ewentualnie jadące w tym samym kierunku co ja trochę doświetliło drogę. Kręcę i kręcę, nie widząc nachylenia drogi jakoś tak mocniej się depcze i wreszcie widzę zarys znaku, na którym doskonale wiem jaki napis się kryje. Kawałek od niego nastaje światłość... wreszcie... Niby taka prosta i oczywista rzecz, a jak potrafi sprawić radość człowiekowi ! Ostatnie kilka kilometrów to już bułka z masłem i przed 20 wchodzę padnięty do domu.