Najpierw do centrum i jeszcze na Radogoszcz. Wieczorkiem trasa Łódź-Tuszyn-Łódź. Bardzo dobrze się jechało, mimo tego, że jak zwykle dużo samochodów i spalin. Tempo praktycznie cały czas 32-35km/h.

Miało być do Strykowa, ale Tomkowi się nie chciało. Poza tym mocny wiatr z północy. Pojechaliśmy zatem do Łagiewnik. Przez kaloryfer dalej w stronę klasztora. Tam pojechaliśmy kilka okrążeń trasy zjazdowo-podjazdowej i pojechaliśmy poszaleć na wąwóz. Tam 2x przejazd. Przyznam, że na slickach jest strach tam zjeżdżać, ale dały radę :D Wrażenia niesamowite :) Później jeszcze zjazd w stronę pamiętnego szamba, w którym to wylądował niegdyś Sergiusz :D Potem wyjechaliśmy już z lasu na szosę i pognaliśmy do domów.

Najpierw na Retkinie po baterie i powrót do domu. Po chwili na Della. Tym razem się poszczęściło i można było obejrzeć 2 szlifierki w akcji :)

Najpierw na Olechów. Posiedzieliśmy trochę z Tomkiem, po czym pokazałem mu, jakie chmury nadciągają w naszą stronę. Po zapewnieniach, że na pewno nie będzie padało, nie mogłem powstrzymać śmiechu :D Naturalnie chwilę później zaczęło padać. Schowaliśmy się pod wiatą przystanku i poczekaliśmy. Szybko przestało, jednak ulice zdążyło zmoczyć. Ja powoli, żeby się nie pochlapać, Tomek popędził za autobusem w strumieniach wody tryskających spod jego opon :D Dojechaliśmy do Carrefoura na Przybyszewskiego i padła decyzja, że pojedziemy jeszcze na Pietrynę. Tam padła kolejna decyzja, że jedziemy dalej, do Arturówka. Wjechaliśmy od strony Radogoszcza, po drodze spotkaliśmy Pixona wracającego z maratonu. Trochę pogadaliśmy, po czym dalsza jazda nie byłaby rozsądna, ponieważ znowu zaczęły nadciągać ciemne chmury. Na Spornej zaczęło padać już na dobre. Nie zatrzymywaliśmy się, tylko popędziliśmy w stronę domów. Pod klatką wszystko mokre, w butach chlupało, słowem - extra zabawa :D

Najpierw do rowerowego na Rzgowską po stery. Powrót do domu, montaż. Wreszcie nie ma luzów na sterach, za to są spore na amortyzatorze, no ale jakoś to przeboleję :) W celu sprawdzenia czy luzy nie pojawiają się w trakcie jazdy, pojechałem na masę. Na szczęście wszystko w porządku. Poczekałem z uczestnikami masy aż wystartują i dojechawszy do Narutowicza, odbiłem w stronę domu.

Z 3 dni. Przez pogubione części robią mi się potworne luzy na sterach, że nie da się jeździć. Trzeba w końcu zmienić na nowe :/

Do Arturówka, bo pogoda niepewna, poza tym dobra miejscówka na obgadanie tego i owego :)

Na Della zrobić kilka fotek nowo powstałej maszynie Tomka. Sprzęt dobry to i od razu tempo wzrosło :D W skrócie: rowerek prezentuje się pięknie, a jeździ jeszcze lepiej :)
Zdjęcia wkrótce

Najpierw do Tuszyna, bo dawno mnie tam na rowerze nie było :) Po wjeździe do Łodzi średnia 26 z hakiem. Strasznie chciało mi się pić, ale miałem w planach jeszcze trochę pojeździć, więc zamiast do domu, ruszyłem na Kaloryfer, co by się napoić. Po zaspokojeniu pragnienia trochę naokoło skierowałem się do domu.

Najpierw na obrzeżach Łodzi (okolice Zgierza), a później jeszcze Łódź-Wola Rakowa-Wiśniowa Góra-Feliksin-Łódź. Końcówka bardzo mocna :)